25.01.2013

9. Nie ma jak mamusia...

wszyscy byli zaszokowani tą wiadomością. Zdecydowaliśmy, że po wyjściu ze szpitala Blanca wróci do mieszkania ze mną. Wszyscy odliczali czas do powrotu dziewczyny ze szpitala. Timo wziął wolne i razem z nim zabrałam od Lewisa rzeczy Blanci, a następnie odebraliśmy ją ze szpitala. Po drodze nikt nic nie mówił. Będąc już w domu usłyszałam jak Blanca obwinia się o wydarzenia ostatnich dni.
-Blanca, nie obwiniaj się o to! To nie twoja wina!
-Nie, wcale! To ja poszłam na ten cholerny spacer!- krzyknęła, a w jej oczach zalśniły łzy.
-Ale nie wiedziałaś co się wydarzy!
-A co byś zrobiła gdybyś teraz straciła Katrin??
-Jaaa... niee wiem.
-Właśnie!
-Blanca! Nie płacz! Będzie dobrze.
-Nie! Nic nie będzie dobrze!
Zostawiłam ją samą w pokoju i udałam się do kuchni, gdzie czekał Timo
-Hej, dzwonił twój telefon
-Ahhaa, ciekawe kto to- złapałam telefon i poszłam oddzwonić. Po kilku sygnałach odezwała się mama Blanci.
-Halo? Laura? Mogłabyś podjechać po mnie na lotnisko? Za 20 min ląduję w Gelsenkirchen
-Ale jak to?!
-Przyjechałam odwiedzić moja kochane dzieci!
-Yyy, no dobrze będę za 20 minut.- powiedziałam i poszłam się ubrać.
-Lauruś, gdzie idziesz?-zapytał Timo
-Yyy... noo... odebrać mamę Blanci z lotniska
-Nie! Masz się nie męczyć! Jadę z tobą!-zawołał
-no a kto zostanie z Blancą? A jeżeli sobie coś zrobi? Zostajesz!- dodałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Allleee...-zająknął się bramkarz.
-Żadnego ale! Nic mi nie będzie. Idę jeszcze powiadomić Blancę.
Zapukałam do drzwi:
-Blaneczko?
-Czego?!
-Mogę wejść?
-Jeżeli musisz....-westchnęła
Weszłam i usiadłam na jej łóżku.
-wiesz ze twoja mama zaraz tu będzie?
-Co?!- krzyknęła i zerwała się z łóżka.
-Nie martw, się, na razie nic nie wie.
-Na razie?
-Dobra ja lecę, lepiej sie ogarnij, zanim przyjedzie. Będę za 20 minut. Pa- powiedziałam i ucałowałam ją na pożegnanie. Pożegnałam się jeszcze z Timo i pojechałam po panią Howedes.
-Laura jak dobrze cię...- zawołała p. Amelia, i urwała widząc całą moją sylwetkę.
-Dzień dobrzy pani Amelio. Idziemy do auta?
-Tt-tak
W aucie kobieta nadal ciągnęła rozmowę na temat mojego stanu.
-Lauro, moja droga, czy ty spodziewasz się dziecka?
-Tak- uśmiechnęłam się- córeczki- powiedziałam i mimowolnie dotknęłam brzucha. Po chwili byłyśmy już pod naszym mieszkaniem.
-Blaneeczko!- zawołała p.Howedes
-Witaj mamo? Czy byłaś już u Benedikta?
-Nie, jeszcze nie. Co tam u ciebie i Romana?
-Nic
-Jak to?- zapytała lekko poddenerwowana matka.
-Normalnie. Nie jesteśmy już razem.-zakomunikowała dziewczyna.
-Ależ byliście dla siebie stworzeni! Przecież się kochaliście!
-A Roman zdradzał mnie na prawo i lewo!
-Tak, oczywiście- powiedziała Amelie dając do zrozumienia że "ona wie lepiej"- A kiedy poznam twojego nowego wybranka?
-Yyy- w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, a Blanca jak poparzona zerwała się z kanapy.
-Lewis!- krzyknęła i uwiesiła się na szyi piłkarza.
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?
-Ćśśśśś....-szepnęła i wskazała na Amelie- mamusia.
-Ahaa- powiedział Lewis kierując się na kanapę z Blancą w objęciach.- Dzień dobry, jestem Lewis, chłopak Blanci.
-Witam, Amelie Howedes.
Ogólnie to tylko bezsensownie gadaliśmy. Mama Blanci zauważalnie nie zaakceptowała Lewisa. o 18 chłopak przypomniał sobie że musi coś załatwić.
-Blaneczko, kotku, wpadnę jutro, trzymaj się- powiedział całując ją na pożegnanie.
-Do widzenia pani Amelia, pa Lauruś, pa Timo!- pożegnał się i wyszedł. Postanowiłam z Timo, że nie będziemy przeszkadzać Blance w rozmowach z mamą, więc poszliśmy do kina
*w tym czasie w domu*
-Nie podoba mi się ten Lewis-skwitowała Amelie- wygląda na takiego co zmienia panny jak rękawiczki. Roman był lepszy.
-Ale taki nie jest! Roman lepszy? Czyli pochwalasz zdrady?! Ehhh- westchnęła dziewczyna
-Najlepiej by było gdybyście się rozstali...
-Jejku! Zrozum że nie kocham już Romana tylko Lewisa!
-Ale Romuś cię kocha
-Yhym... a jego miłość objawia się zdradzaniem mnie z każdą napotkaną dziewczyną? Na jakim świecie ty żyjesz?
-Oj!Już 19, a ja jeszcze miałam Benedikta odwiedzić! pa córciu- powiedziała kobieta i opuściał nasze mieszkanie.
Po wyjściu matki, Blanca usiadła na kanapie i zaczęła płakać. W tym czasie ja zdążyłam już wrócić. Zobaczyłam moją przyjaciółkę płaczącą na kanapie. Podbiegłam do niej.
-Co jest?-zapytałam obejmując ją ramieniem i dając Timo znak żeby zostawił nas same.
-Weeź, moje życie się wali, tracę dziecko, teraz najazd matki, mam dość.
W tym momencie zadzwonił telefon Blanci.
-Mama- westchnęła
-BLANCO! JAK ŚMIAŁAŚ! DLACZEGO MI NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ?!- usłyszałam krzyk.
-aaalee....
-ŻADNEGO ALE. POROZMAWIAMY JESZCZE JUTRO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz