wszyscy byli zaszokowani tą wiadomością. Zdecydowaliśmy, że po wyjściu ze szpitala Blanca wróci do mieszkania ze mną. Wszyscy odliczali czas do powrotu dziewczyny ze szpitala. Timo wziął wolne i razem z nim zabrałam od Lewisa rzeczy Blanci, a następnie odebraliśmy ją ze szpitala. Po drodze nikt nic nie mówił. Będąc już w domu usłyszałam jak Blanca obwinia się o wydarzenia ostatnich dni.
-Blanca, nie obwiniaj się o to! To nie twoja wina!
-Nie, wcale! To ja poszłam na ten cholerny spacer!- krzyknęła, a w jej oczach zalśniły łzy.
-Ale nie wiedziałaś co się wydarzy!
-A co byś zrobiła gdybyś teraz straciła Katrin??
-Jaaa... niee wiem.
-Właśnie!
-Blanca! Nie płacz! Będzie dobrze.
-Nie! Nic nie będzie dobrze!
Zostawiłam ją samą w pokoju i udałam się do kuchni, gdzie czekał Timo
-Hej, dzwonił twój telefon
-Ahhaa, ciekawe kto to- złapałam telefon i poszłam oddzwonić. Po kilku sygnałach odezwała się mama Blanci.
-Halo? Laura? Mogłabyś podjechać po mnie na lotnisko? Za 20 min ląduję w Gelsenkirchen
-Ale jak to?!
-Przyjechałam odwiedzić moja kochane dzieci!
-Yyy, no dobrze będę za 20 minut.- powiedziałam i poszłam się ubrać.
-Lauruś, gdzie idziesz?-zapytał Timo
-Yyy... noo... odebrać mamę Blanci z lotniska
-Nie! Masz się nie męczyć! Jadę z tobą!-zawołał
-no a kto zostanie z Blancą? A jeżeli sobie coś zrobi? Zostajesz!- dodałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Allleee...-zająknął się bramkarz.
-Żadnego ale! Nic mi nie będzie. Idę jeszcze powiadomić Blancę.
Zapukałam do drzwi:
-Blaneczko?
-Czego?!
-Mogę wejść?
-Jeżeli musisz....-westchnęła
Weszłam i usiadłam na jej łóżku.
-wiesz ze twoja mama zaraz tu będzie?
-Co?!- krzyknęła i zerwała się z łóżka.
-Nie martw, się, na razie nic nie wie.
-Na razie?
-Dobra ja lecę, lepiej sie ogarnij, zanim przyjedzie. Będę za 20 minut. Pa- powiedziałam i ucałowałam ją na pożegnanie. Pożegnałam się jeszcze z Timo i pojechałam po panią Howedes.
-Laura jak dobrze cię...- zawołała p. Amelia, i urwała widząc całą moją sylwetkę.
-Dzień dobrzy pani Amelio. Idziemy do auta?
-Tt-tak
W aucie kobieta nadal ciągnęła rozmowę na temat mojego stanu.
-Lauro, moja droga, czy ty spodziewasz się dziecka?
-Tak- uśmiechnęłam się- córeczki- powiedziałam i mimowolnie dotknęłam brzucha. Po chwili byłyśmy już pod naszym mieszkaniem.
-Blaneeczko!- zawołała p.Howedes
-Witaj mamo? Czy byłaś już u Benedikta?
-Nie, jeszcze nie. Co tam u ciebie i Romana?
-Nic
-Jak to?- zapytała lekko poddenerwowana matka.
-Normalnie. Nie jesteśmy już razem.-zakomunikowała dziewczyna.
-Ależ byliście dla siebie stworzeni! Przecież się kochaliście!
-A Roman zdradzał mnie na prawo i lewo!
-Tak, oczywiście- powiedziała Amelie dając do zrozumienia że "ona wie lepiej"- A kiedy poznam twojego nowego wybranka?
-Yyy- w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, a Blanca jak poparzona zerwała się z kanapy.
-Lewis!- krzyknęła i uwiesiła się na szyi piłkarza.
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?
-Ćśśśśś....-szepnęła i wskazała na Amelie- mamusia.
-Ahaa- powiedział Lewis kierując się na kanapę z Blancą w objęciach.- Dzień dobry, jestem Lewis, chłopak Blanci.
-Witam, Amelie Howedes.
Ogólnie to tylko bezsensownie gadaliśmy. Mama Blanci zauważalnie nie zaakceptowała Lewisa. o 18 chłopak przypomniał sobie że musi coś załatwić.
-Blaneczko, kotku, wpadnę jutro, trzymaj się- powiedział całując ją na pożegnanie.
-Do widzenia pani Amelia, pa Lauruś, pa Timo!- pożegnał się i wyszedł. Postanowiłam z Timo, że nie będziemy przeszkadzać Blance w rozmowach z mamą, więc poszliśmy do kina
*w tym czasie w domu*
-Nie podoba mi się ten Lewis-skwitowała Amelie- wygląda na takiego co zmienia panny jak rękawiczki. Roman był lepszy.
-Ale taki nie jest! Roman lepszy? Czyli pochwalasz zdrady?! Ehhh- westchnęła dziewczyna
-Najlepiej by było gdybyście się rozstali...
-Jejku! Zrozum że nie kocham już Romana tylko Lewisa!
-Ale Romuś cię kocha
-Yhym... a jego miłość objawia się zdradzaniem mnie z każdą napotkaną dziewczyną? Na jakim świecie ty żyjesz?
-Oj!Już 19, a ja jeszcze miałam Benedikta odwiedzić! pa córciu- powiedziała kobieta i opuściał nasze mieszkanie.
Po wyjściu matki, Blanca usiadła na kanapie i zaczęła płakać. W tym czasie ja zdążyłam już wrócić. Zobaczyłam moją przyjaciółkę płaczącą na kanapie. Podbiegłam do niej.
-Co jest?-zapytałam obejmując ją ramieniem i dając Timo znak żeby zostawił nas same.
-Weeź, moje życie się wali, tracę dziecko, teraz najazd matki, mam dość.
W tym momencie zadzwonił telefon Blanci.
-Mama- westchnęła
-BLANCO! JAK ŚMIAŁAŚ! DLACZEGO MI NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ?!- usłyszałam krzyk.
-aaalee....
-ŻADNEGO ALE. POROZMAWIAMY JESZCZE JUTRO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz